ladujemy w Mexico City o wczesnych godzinach porannych. W Europie jest juz jutro, a nasza 20 pazdziernika trwa ok 36 godzin. To chyba najdluzszy dzien w naszym zyciu.
Samolot do Cancun mamy za 1.5 godziny wiec idziemy sprawdzic jak sie sprawy maja z nasza “WILMA”. Nie wyglada to jednak najlepiej. Ewakuacja trwa, ludzie tlocza sie na lotniskach probujac wydostac sie z Cancun, wszystkie kanaly informacyjne prowadza transmisje na zywo z miejsca zdarzenia. Jest naprawde zle. Az starch pomyslec co sie tam bedzie dzialo gdy huragan za kilka godzin dotrze do ladu..
Idziemy do okienka lini lotniczych Mexicana , ktorymi lecimy dalej,a pani nam mowi ze lotnisko w Cancun zamykaja dopiero o 18 I nadal mozemy leciec. Mozemy tez poczekac I poleciec za kilka dni bo nasze bilety sa wazna jeszcze przez miesiac. Postanawiamy poczekac I zostajemy w Mexico City do jutra. Nie bylo tego w planach ale coz plany sa po to zeby je zmienac. Witaj przygodo!!!!
Przed budynkiem lotniska wita nas sloneczny, pazdziernikowy poranek., a my po chwili zastanowienia co robic dalej, udajemy sie do stacji metra I jedziemy do centrum – Zocalo, gdzie znajdujemy pokoj w hotelu, ktory pamieta jeszcze czasy kolonialne, szybki prysznic I ruszamy w miasto. Idziemy na Plac Konstytucji, zwiedzamy Katedre, podziwiamy pierwsze ruiny Azteckie Templo Mayor. Gubimy sie nawet na lokalnym markecie, ktory zdawal sie nie miec konca. Niestety po kilku godzinach spacerowania dopada nas zmeczenie, siadamy gdzies na skwerku I zajadamy Tortille popijajac Corone.
Co do poruszania sie transportem publicznym (szczegolnie metrem) w Mexico City, slyszelismy rozne opinie . dla nas to najtanszy I bezpieczny sposob poruszania sie po tym ogromnym miescie