Uś. Daliśmy radę i wylądowaliśmy. British Airways nie zachwyciło a wręcz powiało żenadą. Nie nakarmili pożądnie, o napitki trzeba było się specjalnie dopraszać, prawie wyszło, że siedzielibysmy oddzielnie i można by tak wyliczać bez końca. Emirates przy nich to królowie przestworzy.
W każdym bądz razie jesteśmy w Rio de Janeiro. Miasto-marzenie każdego. Miasto, gdzie myślimy pięknych kobiet bez liku, samba na ulicach i nie kończący się karnawał. Gdzie nocą się nie sypia a odpoczywa na plaży nastepnego dnia. Błąd. Przynajmniej o tej porze roku kiedy zima w Brazylii sie kończy.
Dojechaliśmy, zalogowalismy sie w hosteliku gdzie od razu zaczęły pożerać nas robale. Pożerać nas w chwili kiedy nie jesteśmy tego świadomi – we śnie. Ci przebrzydli mieszkańcy materaców, te kreatury okrutne pierwszej nocy odgryzły nam tyko po kawałku nogi, pare palców u dłoni i kawałku ucha ale drugiej nocy poszły juz na całość.... tym razem straciliśmy prawie po połowie twarzy, wyryły nam tunele w plecach tak że wygladają jak powierzchnia ksiezyca i tylko czujny sen uratował nas przed straceniem oczu. Ocknęliśmy się gdy te przebrzydłe stado okrutnych robali wybierało sie juz na spacer powrotny do czelusci materaca z naszymi oczami. Widok to był okrutny patrzeć na siebie z boku porytego kraterami, bablami jak wulkany a przed nami jeszcze jedna noc w tym zapadłym miejscu. Najgorszy to mianowicie nocleg w naszej podrózniczej historii a zarazem jeden z najdroższych. Atmosfera wszelako przemiła – mnóstwo ludzisk z całego świata, muzyka gra i ciagle coś sie dzieje. Obsługa na głowie staje aby zapewnić rozrywki ale nic tak nie cieszy jak zdziebko maści kojącej ból i redukującej swędzenie. Dzisiaj w hosteliku odbyła się generalna dezynsekcja, wytoczono najcieższe działa i przystapiono do walki z robalami. Huczało, grzmiało, wydawało sie, że słychac było prośby robali o litość ale takowej nie okazywano. Zdaje sie że bitwa wygrana ale przekonamy sie rano...
Rio nas nie porwało(kolejne wielkie miasto) – nasz plan by iść na Marakanę – największy stadion świata upadł juz na samym początku – obiekt jest w remoncie przed mistrzostwami swiata 2014. Nic to, niedługo bedziemy w Sao Paulo i tam też grają w piłkę. Stare miasto piękne ale jakby trochę podupadłe, bieda przemieszana z bogactwem, zruinowane kamienice sąsiadujące z biurowcami ze szkła i stali. Nowoczesność napchana antykiem albo antyki z domieszką nowoczesności. Architektura klasyczna kolonialna. Miejscami piękna szczególnie w starych dystryktach miasta. Poza tym blokowiska, blokowiska – bardzo wysoka zabudowa no i fawele – dzielnice biedy gdzie niestety kategorycznie odradzono nam spacerów. Jezusa stojącego na skale widzieliśmy ale z daleka. Za patrzenie z bliska każą juz płacić i to nie mało więc zrezygnowaliśmy.
Jako że jesteśmy ludzikami plaży i wody zamulilismy okrutnie na najsłynniejszej plaży świata Copacabanie. Idąc tam wyobrażaliśmy sobie nie wiadomo co a tu... kolejna niespodzianka. Plaża moloch, pięknych kobiet brak (tłumaczymy to końcem zimy) i naciągacze sunący plażą z północy na południe i z powrotem.
-Kup pan bransoletkę, soczek, banana, szmatkę, klapeczki, kapelusz, marichuanę, piwko, koraliki, kokainę czy inne dopalacze* (*niepotrzebne skreślić)
Całe szczęście że nie są tak natrętni jak azjaci i już po pierwszym „obrigado” (czyt. dziękuję) odpuszczają i udają się na dalsze łowy w poszukiwaniu innej ofiary.
Ogólnie drożyzna. Aż dziw bierze że tak wielu brazilejros emigruje do europy w poszukiwaniu szczęścia – przy ichnich cenach wniosek nasuwa się jeden – muszą zarabiać krocie aby ich było stać na życie w tym kraju. Nas nie stać. Przy naszym budżecie postanawiamy, że po Sao Paulo, gdzie będziemy bazować u znajomych umykamy z Brazylii prędziuśko. Zobaczymy jeszcze bo szkoda tak prędziuśko zmykać bo ludziska przemiłe i ciagle uśmiechnięte i trochę nam to się udziela. I kuchnia też. Dużo wołka jedzą i pyszny jest ale najbardziej chyba lubią hamburgery. Hamburgerownię można spotkać na każdym rogu i kazdy tam zagląda. Dziewuszki takie okrąglutkie od tego, każda brzyszek swój pielęgnuje.
I pifko pyszne mają i pifko drogie nie jest tak więc tragedii jak widzicie nie ma. Da się żyć.