Tfu. Miasto troszke cuchnie. Mocz sie przewala po ulicach lzy wyciskajac z naszych umeczonych oczu. Ale nic to, twardo z podniesionym nosem przemierzamy urocze uliczki tego zatloczonego miasta. Panie na straganach pod naszym hotelem handluja jakimis amuletami, ziolami i co nas najbardziej szokuje suszonymi malenkimi mumiami lamich embrionow czy tez noworodkow. Zastanawia nas kto to kupuje, wariaci pewnie jacys lub nekromanci - nocne marki co ochoczo i pelni zapalu markeciki te odwiedzaja. Pelno oczywiscie tandety lokalnej, wisiorkow kolorowych, bluzeczek, szaliczkow, korali czy innych lokalnych wytworow artystycznych. Dla Kariny raj. Dnie cale poswieca na szperanie, szukanie i targowanie.... Czas plynie uroczo. Miasto ciekawe i codzien raczace nas czyms nowym. Smiemy twierdzic najpiekniej polozone miasto swiata. Na stokach wysokich, w tle szczyty pokryte sniegiem a na ulicach goraco az milo. Nauczylismy sie tu zyc za grosze, jak lokalesi. Spimy z nimi, jemy z nimi. O przyszlosc sie nie boimy. Si.
Ruszac bedziemy niedlugo na niziny, droga co na odcinku 80 kilometrow zmienia poziom az o ponad 3 km. Mozemy to zrobic rowerem i taki byl nasz zamiar ale zachodni wlasciciele lokalnych firm uzyczajacych rowery powariowali i za taka atrakcje zycza sobie ponad 80 dolkow a to tylko 1 dzien.. Jak policzyc razy dwa to my za to tydzien przezyjemy. Wyprawa na pampas na 3 dni kosztuje mniej a tam zwierzakow co niemiara i atrakcji innych. Na rowerze pojezdzimy jak wrocimy do domu. Ta oj.