Pogodzeni z losem ze smutkiem opuściliśmy Isla del Sol. Powrót do Copacabana, szybkie spanko i zbiórka do drogi. Ruszamy do Peru do miasta zwanego Puno. Jest to miejsce wypadowe na pływające wyspy (floating islands). Zatrzymujemy się tu tylko na jedną noc, miasteczko jest z rodzaju tych raczej okrutnych. Wypad na pływające wyspy organizyjemy sobie sami i wychodzi nam to niewiele taniej niz przez agencję a zachodu dużo. Wyspy okazują się małym cyrkiem, mieszkajacy na nich indianie Uros za dolary są w stanie zrobić wszystko. Jeden nawet śpiewa nam ‘sto lat’ . Wyspy w każdym bądź razie okazują się małym cudem pomyślunku. Indianie zbudowali je uciekając przed wojnami i przemocą na lądzie i tak już pozostało. Można je bardzo prosto połączyć wiążąc je ze sobą, lub po prostu podzielić używając dużej piły. Zbudowne są z torfu i pokryte trzciną. Fajna sprawa ale zawijamy się z tamtąd szybko. Nie podoba nam się, że jesteśmy postrzegani jak dolary na nogach. Czas w drogę i czas na gwóźdź programu. Przed nami ponoć przepiękne miasto Cusco i Machu Picchu. Zobaczymy czy aby nie jest przereklamowane. Mamy z czym porównywać... (Angkor Wat nr 1 na Top10 liście ruin i zabytków)