o 5 rano odjechalismy pociagiem trzeciej klasy na drewnianych lawkach w strone granicy Tajlandii z Kambodza. O 11 mielismy byc na miejcu,godzinka na granicy czyli w poludnie powinnismy byc juz w Kambodzy a z tamtad jedziemy juz rowerami do Sisophon, pierwszego miasta po drodze do Siem Reap.
Rzeczywistosc okazala sie jednak zupelnie inna . pociag mial kilku godzinne spoznienie, a na granicy kolejka. po drugiej stronie bylismy dopiero ok 16 a tam zobaczylismy zupelnie inny swiat. Ludzie ciagnacy ciezkie, drewniane wozy wypelnione po brzegi, wszedobylski brod I kurz, bieda zagladajaca wszystkim w okna , I pomyslec ze w Polsce ludzie tak czesto narzekaja. Jako bialy przybysze z Europy stalismy sie celem kazdego lokalnego naciagacza. Pierwsze wrazenie - Nie do konca nam sie podoba to miejsce.ale bylo juz za pozno zeby jechac dalej, a tu na noc zostac raczej tez nie chcielismy, znalezlismy wiec przystanek autobusowy. Bilet do Siem Reap kosztuje $10 I autobus byl juz gotowy do odjazdu ale kierowca uparl sie ze nie zabierze naszych rowerow. Po dlugich negocjacjach w koncu dalismy spokoj I postanowilismy rozpoczac negocjace od nowa z wlascicilem pick up’a. dogadalismy sie na sume $50 za nas + rowery do samego Siem Reap. Juz po chwili prywatny transport okazal sie wypakowanym towarem I ludzmi “polonezem trakiem”, a czlowiek ktoremu zaplacilismy zniknal. Nikt nie mowil juz po angielsku, lokalni przywiazali nasze rowery do samochodu pokazujac nam ze mamy wsiadac na pake I odjechalismy. Tuz za rogiem postuj, dosiadlo sie wiecej ludzi. w koncu po godzinie opuscilismy Poipet. Po przejechaniu okolo polowy drogi kierowca zatrzymal samochod I zaczal wyladowywac nasze rzeczy twierdzac ze on dalej nie jedzie . probowalismy mu wytlumaczyc ze zaplacilismy do Siem Reap I ze ma nas tam zawiesc, on niczego jednak nie rozumie I tylko machal rekami. Pojawil sie tlum pomocnikow, kazdy cos sciaga z przyczepy, w tym nasze sakwy I rowery. Bylo straszne zamieszanie, a my przerazeni.zrobilo sie ciemno.napiecie roslo . Z pomoca lokalnych dzieci udalo nam sie w koncu znalesc kierowce ktory zawiezie nas dalej, oczywiscie za doplata. Dajemy mu $10 I jedziemy dalej, na pace cuchnacej rybami. Jestesmy przerazeni. Jest ciemno jak w d… , nic nie widac a my zupelnie nie wiemy gdzie nas ten kierowca zabiera. Przemek wyciagnal nawet swoj nurkowy noz, tak na w razie co.
Poznym wieczorem dotarlismy do Siem Reap, cali I zdrowi a pan nas dowiozl pod sam hotelik( $5 za pokoj) tak jak obiecal. Jestesmy mu bardzo wdzieczni I chociaz pan nic nie rozumie to ciagle sie tylko usmiecha
Przerazajacy byl ten pierwszy dzien w Kambodzy…..