Tu troszkę o czymś innym, związanym z podróżą naszą wspaniałą ale tym razem o naszej 'kochanej' poczcie polskiej. Jak w tytule. Poczta Polska śmierdzi. A czemu? A temu, że z Ekwadoru postanowiliśmy posłać do domu trochę już nam zbędnych rzeczy i zakupów których nie chcieliśmy ciągnąć ze sobą przez następne miesiące. Były w paczuszce nasze ciepłe kurtki, buty trekkingowe i wyroby rękodzieła które kupowaliśmy po drodze. I o tych wyrobach mowa - szmaciarze z poczty polskiej sprawdzając przesyłkę na zawartość narkotyków czy innych mikrobów pozwolili sobie przeczesać naszą przesyłkę i nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie oddali po penetracji pewnych rzeczy kompletnie zniszczonych: pozwolili sobie powiercić dziury w pionkach szachowych zupełnie się nie przejmując tym aby po dokonaniu penetracji przynajmniej te dziury zamaskować i szkody zniwelować, ale nic to - pewnie w szach grać się da - będzie można podglądać przeciwnika przez dziurki :) Najbardziej jednak boli, że z tradycyjnego kapelusza zakupionego w Ekwadorze (i wcale nie taniego) wyrwali bezczelnie podszewkę i zmiętolony kapelusz wrzucili do paczki zupełnie nie bacząc na to, że specjalnie poświęciliśmy wiele uwagi na to aby prawidłowo go spakować aby żadnego uszczerbku na swej piękności nie zaznał. Taka to O! nasza poczta kochana. Cieszy, że w Polsce konkurencja pocztowa wyrasta. Może to ich zmobilizuje do poszanowania klienta. A tymczasem Poczcie Polskiej życzymy prędkiego upadku albo przejęcia przez kazahskiego kuzyna. Hej. Dobrze, że nam podeszw z butów nie powyrywali...