Z Antigua z domowych klimatów miejsca do bycia w... wyrwaliśmy się do Chichi na ponoć największy market artesanias (rękodzieła) w Gwatemali. Droga pełna emocji... kierowca-szofer cziken busa chyba naoglądał się F1 przed wyjazdem i niczym Kubitsa w zakęty wchoził nic sobie nie czyniąc z naszych narastających torsjii i bladych twarzy. Po dwóch godzinach na takim rollercosterze z lubością wysiedliśmy w Chichi. Szybki hotelik i byliśmy gotowi na podbój tego górskiego miasteczka. Tradycyjnych ludzi w ich kwiecistych strojach moc, market ogromny ale jak drogi.... powariowali ale nie dziwimy sie - przy tej liczbie amerykanów w około. Lokalesi rzucają ceny a amerykanie idioci płacą nawet nie zastanawiając się nad słusznością tego co robią. Przez nich ameryka środkowa jest tak nieporównywalnie droga do innych częsci świata jednocześnie nie oferuąc nic ponad amerykę południową lub azję. Oczywiście robimy małe zakupy, ze sprzedawcą po cichu umawiamy się na cenę dla euopeńos i razem nabijamy się z uesańczyków.
We wsi jest uroczy kościólek gdzie lokalesi dalej oddają się tradycji okadzania i kultywowania swoich obyczajów w chrześcijańskiej otoczce... Urocza miejscowość pełna Majowej tradycji...