Zarzekalismy sie przed wyjazdem a potem utwierdzalismy sie nawzajem w tym postanowieniu, ze do Kuty-glowenego turystycznego miejsca na Bali-nie pojedziemy. I nam nie wyszlo. Pewnego dzionka siedzac w Ubud zakonczylismy nasze zakupy. Pozostalo nam sporo godzin do skonczenia dnia I co tu robic? Wszystko wkolo obcykane, drogi zjezdrzone, motorek zaplacony wiec gdzies pojechac trzeba. No I wybor padl na Kute. Paredziesiat kilometrow od Ubut, droga prosta, slonce swieci a benzynka za grosze wiec ruszylismy w trase. Milusio I przyjemnie. Wiadomo-wiatr we wlosach, muchy na zebach, zawrotna predkosc naszym komarkiem I piekne krajobrazy. Tuz przed Kuta zlapala nas policja na skrzyzowaniu. Moja wina. Przekroczylem kolem linie I zaczely sie klopoty. A bo nie mamy miedzynarodowego prawa jazdy, a bo linia przekroczona I pas jezdni tez nie ten. Policmajster zaczal od ogolnego nakreslenia nam powagi sytuacji I przedstawil dwie opcje-albo sad albo kasiorka. Sad wiadomo zajmuje sporo czasu nawet w cywilizowanym kraju tak wiec odrzucamy te opcje na samym poczatku. Pozostaje zaplacic. 400.000 Rp. To 40 dolcow. Niemalo. Udaje nam sie to zbic o polowe. Placimy I odjezdrzamy. Zadnego kwitka oczywiscie nie dostalismy a 200.000 to 2 tygodnie pracy robotnika na budowie. Troche wsciekli ruszamy w dalsza droge I po paru chwilach dojezdzamy do Kuty. Plaza moloch, bialasow tlok, pelno cyckow na plazy a miedzy tym wszystkim lokalesi sprzedajacy wszystko-od lukow poczawszy na uslugach seksualnych konczac. Hotel na hotelu, wszystko zalane betonem a pomiedzy snuja sie podpici pseudoturysci. Spedzilismy tam doslownie pare chwilek I jestesmy szczesliwi, ze ani chwili wiecej. Wrocilismy do Ubut, spakowalismy sie, spedzilismy mily wieczorek na miescie zegnajac sie z tym pieknym I urokliwym miejscem. Jutro ruszamy na Jawe. Naszym celem jest Jogjakarta.