Kolejny dzien w Yogiakarcie. Oj, ciezko tu byc kulturalnym I sztuka jest nie dostac apopleksji wkurzajac sie na miejscowy niesprawiedliwy sposob naliczania za bilety I traktowania obcokrajowcow. Dzis odwiedzilismy kolejne miejsce wpisane na swiatowa liste dziedzictwa kulturalnego – Prambanan – cos z tej samej serii co wczorajsza swiatynia. Fakt, ze ciekawa ale 11 dolcow za wjazd to troszeczke przesada. Przy nas francuska parka na wejsciu stwierdzila, ze ma to wiadomomo gdzie I wyszli. Tym bardziej, ze miejscowi placa tylko dolara. My rowniez grubo zastanawialismy sie czy wchodzic. 22 dolce to dla nas to 2 dni zycia na miejscu. Wkoncu weszlismy no bo jak? Skoro juz tu jestesmy. Ale zachwytu nie bylo. Po raz kolejny pomyslelismy o Angkor Wat w Kambodzy. Tam za 20 USD takich swiatyn jest parenascie I jest co zwiedzac. W dzungli, w cieniu. A Prambanan jest imponujacy ale niewielki, godzina wystarcza aby obejsc go wkolo I po przekatnych w kazda strone. I jest okrutnie goraco. Odkryty teren. Zar leje sie z nieba. Napewno tu nie wrocimy. Zobaczylismy to raz I wystarczy. No I ta jawna dyskryminacja. 1100% wiecej to gruba przesada.
Nic to. Jutro ruszamy do Jakarty, stolicy Indonezji. To 22 milionowy moloch. Jestesmy troche tym przerazeni ale pewnie jakos to bedzie